Popełniłam
więcej błędów, niż jestem w stanie sama przed sobą wyznać.
Przegrywałam
częściej, niż wygrywałam.
Osiągałam
mierne wyniki, mimo deklarowanych chęci.
Pomagałam
ludziom, o których dobrze wiedziałam, że nie są tego warci. (Tak, to brzmi
okrutnie, ale tacy ludzie – niezasługujący na pomoc- naprawdę istnieją).
Rezygnowałam,
gdy tylko pojawiały się pierwsze przeszkody.
W
ostatecznym rozrachunku życie, jakie prowadzę jest tak odległe od tego, które
planowałam, że nawet dla mnie jest to źródłem nieustannego zadziwienia.
Zwłaszcza,
gdy popatrzę na rówieśników.
Nie
jestem osobą, która notorycznie porównuje się z innymi. Wiem, że ludzka natura
jest tworem skomplikowanym i niejednowymiarowym. Patrzenie na swoje życie przez
pryzmat cudzych osiągnięć, jest jednym z najgorszych sposobów oceniania tego,
co mamy. W końcu nie na darmo mówi się, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.
Cudze wydaje się być bardziej atrakcyjne, bo nie widzimy wysiłku, jaki za tym
stoi. Swoje życie znamy od przysłowiowej kuchni, cudze jawi nam się bardziej
bajkowo.
Ale nadal TO
robimy. Bo TO też leży w naszej
naturze. Dobrze, jeżeli pozwala nam to zmieniać się na lepsze, gorzej, jeżeli
po takim porównaniu czujemy się zniechęceni do jakiegokolwiek działania. Jeszcze
gorzej, gdy próbujemy zbudować woje życie podług tego, co widzimy u kogoś.
Przypomina to malowanie elewacji budynku, pozostając ślepym na fakt, że na
klatce schodowej tynk odpada ze ścian.
Oczywiście
w tym szaleństwie jest metoda. Niestety, u jej podstaw leżą błędne założenia i
wyobrażenia, które bardziej przypominają bagno niż stały ląd.
Czy
należy, więc zaprzestać wszelkiego porównywania się z innymi? Uważam, że nie.
Czynić to należy jednak nad wyraz rozsądnie.
Teraz
poważne wyzwanie- w dzieciństwie często słyszałam, że jestem małym kocudłem. (Tak,
wiem to nieładnie). Powodem było to, że moje włosy nie potrafiły utrzymać
formy, co rano pracowicie naddawanej przez moją matkę. Nie ważne, jak mocno je
spięła, splotła, związała one zawsze znalazły sposób, by wymknąć się spod
kontroli, w efekcie czego, chodziłam wiecznie potargana. Moja rodzicielka
często za wzór stawiała moją koleżankę, której fryzura nie wymagała tak
częstych poprawek, jak moja. Jej włosy zawsze były dokładnie związane, bez
żadnych nieokiełznanych kosmyków.
Czy
było to dla mnie łatwe? Oczywiście, że nie. Jednak, nie broniąc rodzicielki,
porównując mnie z kimś innym, moja mama przyczyniła się do tego, że szybko
uodporniłam się na tego typu porównania. (Oczywiście cechy wrodzone pomogły J) W przeciwieństwie do niej
widziałam, że moja idealnie uczesana koleżanka absolutnie nigdy nie wejdzie na
drzewo. Wszelkie zabawy, które nie były zabawą w dom (najlepiej w domu)
znajdowały się poza sferą jej zainteresowań. W skrócie- nie było, co porównywać. Dodatkowo, po latach, dowiedziałam się, że
mam niezwykle śliskie włosy :-).
Tak
to bywa z porównywaniem ludzi- śliska sprawa.
Zasadniczym
problemem porównywania się z innymi jest to, że w tej rozgrywce brak
prawdziwych zwycięzców. Jak często w wyniku porównania czujemy się lepiej?
Odczuwamy szczęście na myśl o tym, co osiągnęliśmy? Najczęściej czujemy się
tymi gorszymi, niekiedy wręcz przegranymi.
Ale
nasze umysły chcą analizować. Pragną porządkować informacje. Pragną określić
nasze życiowe położenie względem innych. Dlatego porównujemy.
Tak,
więc zamiast odmawiać naszemu umysłowi wysiłku, powinniśmy nauczyć się
porównywać. Skupmy uwagę na własnej osobie.
Każdego
dnia coś się w nas zmienia. Kim jesteśmy dzisiaj, jest wynikiem decyzji
podjętej wczoraj. Ciągle się tworzymy. Podejmujemy decyzje, a potem następna i
następną, a cały ten proces służy jednemu- ekspansji. Rozwój leży w naszej
naturze.
Kiedy
więc przyłapujemy się na porównywaniu własnej osoby z kimś innym, zatrzymajmy
ten proces. Zamiast ulegać tej pokusie, zastanówmy się nad sobą.
Czego
nauczyliśmy się przez ostatnie dwa lata?
Co
zmieniliśmy w naszym życiu przez ten czas?
Jak
zmieniły się nasze marzenia i oczekiwania?
Innymi
słowy-, co zrobiłeś, by stać się tym, kim jesteś dzisiaj?
To
są rzeczy, które się liczą! Porównywanie się z innymi jest zawsze niedokładne,
ze względu na brak jednoznacznej miary. Nie istnieje jeden uniwersalny rozmiar
pasujący na każdego.
Każdy
z nas jest inny. Każdy z nas ma jakieś predyspozycje, które powinien
doskonalić. Michał Anioł mawiał, że w każdym kamiennym bloku znajduje się
rzeźba, a zadaniem rzeźbiarza jest ją odsłonić.
To
my jesteśmy kamiennym blokiem. I my jesteśmy rzeźbiarzem. Naszą największą
życiową kreacją jesteśmy my sami.
Zamiast
więc temu zaprzeczać i z zazdrością spoglądać na cudzą pracę, przyjrzyjmy się
temu, co mamy. Nie każdy marmurowy blok ma szanse stać się Dawidem. Na świecie istnieje jednak mnóstwo innych, budzących
zachwyt, rzeźb.