poniedziałek, 18 lutego 2013

Tym razem postaw na „czarnego konia”



Połowa lutego. Drugi miesiąc nowego roku. Czy w lutym nadal myślimy tym, że jest nowy rok? 

Co z naszymi noworocznymi postanowieniami? 

Czy nadal myśl o nich wywołuje dreszczyk emocji? 

Czy może już z przygody stały się obowiązkiem? Kolejnym! 

Każdego dnia, w każdej chwili dokonujemy wyborów. Niektóre z nich wydają bez znaczenia. Ciężar decyzji odczuwamy zwykle wtedy, gdy konieczne staje się podjęcie tak zwanego „życiowego wyboru”. 

Zmiana pracy, miejsca zamieszkania, własna firma czy założenie rodziny to tylko kilka spośród tych poważnych, życiowych wyborów. 

Jednak to te małe, niewiele znaczące codzienne decyzje decydują o kształcie naszego życia. Rzeźbią je. W ostatecznym rozrachunku to, jak działamy na co dzień znajduje swoje odbicie przy podejmowaniu niecodziennych decyzji. 

Codziennie podejmujemy jakieś decyzje i każda z nich, duża czy mała, zmusza nas do działania w zgodzie ze sobą lub przeciwko sobie. 

Mówimy „tak”, gdy myślimy „nie” (lub vice versa).  

Stwierdzamy, że zaczniemy ćwiczyć regularnie od jutra lub, jeszcze lepiej, od poniedziałku.

Odkładamy podjęcie decyzji, ponieważ uważamy, że potrzebujemy więcej informacji. 

Robiąc to, działamy na własną niekorzyść.  A nie działając na swoją korzyść, działamy na własną szkodę.W ten sposób nie zrealizujemy swoich marzeń. Umniejszanie swoim marzeniom, nie wykorzystywanie swojego potencjału, nie prowadzi do szczęścia. 

Pewnego dnia zaczniemy sobie zadawać pytanie, „Co by było, gdyby…” myśląc o swoim dotychczasowym życiu, pełnym wymówek i niezrealizowanych pragnień.  

W tej życiowej rozgrywce mamy jednak możliwość postawić na siebie. Robiąc tak, dajemy sobie szansę. Udowadniamy, sobie i innym, naszą wiarę we własne możliwości. W to, że wiemy, co jest dla  dobre. Dajemy sobie szansę, by realizować swój potencjał, swoje marzenia. 

Robiąc to zwiększamy swoje szanse na dołączenie do grona zwycięzców. 

Oczywiście, że postawienie na siebie nie oznacza automatycznego zwycięstwa. Robiąc to podejmujemy ryzyko. Podobnie, jak nie robiąc tego. Różnicą jest szczera odpowiedz na pytanie, która z tych decyzji jest naprawdę ryzykowna. 

Kierując się podszeptami serca, zwiększamy swoje szanse w grze. Dajemy sobie szansę na realizację marzeń. Nie zawsze się to uda, jednak świadomość, że daliśmy sobie szansę, sama w sobie jest nagrodą. 

A, jeżeli dobrze odrobimy lekcje, następnym razem możemy wykorzystać wiedzę zdobytą dzięki samodzielnemu działaniu. 

Tego nie daje żadna szkoła.

niedziela, 17 lutego 2013

Jak podjąć decyzję?




Jesteśmy zajęci.
I wciąż bierzemy na siebie więcej nowych obowiązków.
Rozwiązaniem jest rzadsze mówienie tak.
Jeżeli, nie myślisz Tak, do jasnej anielki! Zrobię to!  to powiedz Nie. 


sobota, 16 lutego 2013

Dostosowanie się w celu przetrwania



Nasz gatunek spędził mnóstwo czasu wędrując po świecie. Przemieszczaliśmy się z miejsca na miejsca w poszukiwaniu wody, żywności, bezpieczeństwa. Po prostu - lepszego jutra. Nasi przodkowie robili to, bo trwanie w jednym miejscu oznaczała śmierć. Dzięki temu ludzkość uniknęła losu, który spotkał tysiące (o ile nie więcej) gatunków- wyginięcia. 

Czasy się zmieniły. Dziś nie doświadczamy wędrówki ludów. Żyjemy statecznie (a może statycznie), czujemy się bezpiecznie, a w lodówce jest zawsze coś do zjedzenia. 

Nasza rzeczywistość jest zaprzeczeniem tego, do czego przywykły nasze organizmy w drodze ewolucji. Współcześnie przetrwanie jest bardziej synonimem zaciskania zębów, niż walki o byt.  

Podobno szczęście czyni z ludzi egoistów, co w takim razie robi z nimi (nami) wygodne życie? Obecny kryzys obnażył nie tylko prawdę o gospodarce opartej na niemożliwym do spłacenia długu, ale i o nas. 

Lubimy się łudzić. Cały czas mamy nadzieję, że dobre czasy wrócą. 

Nie chcemy wędrować. 

Nie chcemy szukać. 

Nie chcemy odkrywać. 

Chcemy czekać. Czekać, aż to, co odeszło, zechce do nas powrócić. 

Chcemy dołączyć do grona gatunków wymarłych. 

Nie akceptujemy zmiany zasad na nowe, mimo tego, że codziennie widzimy i odczuwamy negatywne skutki starych. 

Nie potrafimy pogodzić się z tym, że czas nadszedł.

Czas zmian. Czas wyzwań. Czas definiowania na nowo. 

Bezpieczeństwo wczorajszego świata niesie wiele zagrożeń dla naszej przyszłości. 

Musimy ruszyć się z tego (nie)bezpiecznego miejsca, w którym tkwimy. 

W przeciwnym razie staniemy się reliktami przeszłości.

czwartek, 14 lutego 2013

Pierwsze koty za płoty, czyli próba podsumowania nr 1



Dziś obudziłam się przed budzikiem. W moim przypadku jest to fakt godny odnotowania. Osobiście uważam się za nocnego marka, a moja optymalna godzina na rozpoczęcie nowego dnia to dziewiąta. Stąd moja radość. Dodam jeszcze, że budzi był ustawiony na 7.05 oraz, że poszłam spać … dzisiaj. 

Poranne wstawanie, bo nie o pobudkę tak naprawdę chodzi, lecz o opuszczenie łóżka, nie znajduje się na liście moich noworocznych postanowień. Jak wspomniałam ostatnio pracowałam w systemie trzyzmianowym, więc ważniejsza była ilość snu. Pilnowałam, by spać „przepisową” ilość godzin na dobę, ponieważ skutki niewyspania w moim przypadku oznaczają przeistoczenie się w Miss Hyde (ewentualnie wpadanie na ściany, problemy ze zmieszczeniem się w szeroko otwartych drzwiach i takie tam). 

Teraz jednak jestem w domu (drugi tydzień) i, żeby nie popaść w przesadę, o którą łatwo, korzystam z budzika. Staram się nie odwyknąć od normalnego funkcjonowania, a także wykorzystać wolny czas do maksimum. 

I to prowadzi do części głównej. Po sześciu tygodniach postanowiłam, że czas się skontrolować. 

Po kolei- pisanie. Właściwie szybkość pisania- zaczęłam od 126 znaków na minutę. Ostatnia kontrola pokazała 131 (ten sam tekst). Korzystam ze strony PisanieBezwzrokowe.pl ze względu na system ocen i sugestii oraz możliwość kontrolowania postępów. 

Szczerze- nie cierpię tych ćwiczeń. Po tylu latach mam już swoje nawyki. Nie przekładają się one jednak na wyniki- najlepsza ocena, jaką otrzymałam to DWA. Zdaję sobie sprawę, że (na przykład) pisząc tego posta piszę znacznie szybciej, niż w trakcie ćwiczeń, ALE patrzę na klawiaturę, często widzę czerwone podkreślenia(oczywiście, jak już zerknę na ekran) - dotyczy to szczególnie polskich znaków. Oznacza to, że tracę czas na najeżdżanie kursorem, klikanie i poprawianie błędu. Dlatego ćwiczę, choć jest to żmudne i denerwujące, ponieważ otrzymuję kary za popełnione błędy, oraz- i to boli- wcale tak dobrze nie znam układu klawiatury. Pomijam milczeniem nawyki tak zwanego „palcowania”. Choć nie- MAŁY PALEC JEST ZA KRÓTKI, BY GO UŻYWAĆ DO STUKANIA W KLAWIATURĘ!!!

Dalej- ćwiczenia fizyczne.  
Mój punkt wyjścia
- pompki- 4
- przysiady- 10
- podciąganie- 1 (istnieje tego naukowe wyjaśnienie)
- plank (dla tego ćwiczenia nie znalazłam polskiego tłumaczenia, a i nie pamiętam go ze szkoły) - 40 s.

Korzystając ze wskazówek zawartych w Primal Blueprint Fitness dobrałam poziom ćwiczeń odpowiedni dla mojej kondycji. I ćwiczę. Żadne wielkie postępy nie są na razie odnotowane, ale tematem moich ćwiczeń zajmę się osobno. Dodam tylko, że te ćwiczenia przychodzą mi znacznie łatwiej i sprawiają więcej frajdy, niż wspomniane wcześniej. 

Angielski, czyli gorzkawa pigułka. Test służący wstępnemu rozpoznaniu określił mój poziom znajomości na PET. Buu… myślałam, że choćby słabe, ale FCE. Ten jednak poziom został wskazany, jako możliwy do osiągnięcia, jeżeli wezmę się za naukę. Nie jest to wielki problem, ponieważ lubię ten język, a ponadto wiadomo- lingua franca.  

Francuski/hiszpański. Francuskiego uczyłam się w szkole średniej i polubiłam ten język. Przyznam jednak, że później nie mając sposobności do wykorzystywania tej umiejętności nie czułam motywacji do dalszej nauki, czy chociażby powtórek. Dziś nadal sporo rozumiem, ale z odpowiedzeniem miałabym gigantyczny problem. Warto, by sięgnąć po zestaw do odkurzania języka, ale tu pojawia się problem.
Ostatnio, no może nie tak ostatnio, szukając po Internecie stron wspomagających odkurzania francuskiego natrafiłam na informację o darmowym kursie hiszpańskiego (online), który przerabia materiał na poziomie pierwszego roku college. Po błyskawicznej analizie zapisałam się i od niespełna miesiąca uczę się hiszpańskiego. Korzystam z okazji –darmowa nauka języka w zorganizowany sposób.
Francuski nadal się kurzy. 

I w końcu sprawa najważniejsza- Pajacyk. W ramach noworocznego postanowienia, klikam codziennie. A ostatnio rozszerzyłam nawet zakres swojej działalności i klikam przez stronę Poomoc.pl. Dzięki niej mam możliwość wsparcia innych akcji.  

Jako, że jest to rok kontroli śledzę swoje postępy. Nie użyłam jednak statystyk, ponieważ część stycznia poświęciłam także na retrospekcje oraz poszukiwanie skutecznego sposobu kontroli. Okazało się to wyczerpujące emocjonalnie, o czym pisałam, ale też i sporym wyzwaniem zwłaszcza w kwestii wyboru sposobu kontroli, ale o tym też pisałam.