Jakiś czas temu, na pewnym
blogu, trafiłam
na analizę sytuacji życiowej mieszkańców państw, które produkują tanią odzież
dla tak zwanych sieciówek.
Autorka materiału opisuje
rzeczywistość, w której ludzie nie mają NIC.
Domów.
Ubrań.
Butów.
Edukacji.
Umiejętności czytania.
Możliwości.
Brak możliwości
spowodowanych, między innymi, analfabetyzmem.
Może „wyjaśnię” to w ten
sposób
„Spróbuj
to sobie na chwilę wyobrazić: niepiśmienność to taka sytuacja, w której przez
całe życie nie jesteś w stanie zrobić jednej notatki, przeczytać jednego
kierunkowskazu, wykręcić jednego numeru telefonu. Żadnej karteczki z listą
zakupów, żadnej możliwości przeczytania umowy. Posługujesz się tylko własną
pamięcią. Twoi rodzice najprawdopodobniej również byli niepiśmienni, przekazali
ci więc tylko to, co sami pamiętali. Twoja wiedza o świecie ogranicza się do
tego, co tu i teraz (oraz sfery mitycznej). Wiesz, że za pieniądze kupuje się
jedzenie, że jak ziarno się zasadzi, najpewniej coś wyrośnie. Wiesz, że gdzieś
może być lepszy świat, że jak dziecko wyślesz do szkoły, to może jemu będzie
lepiej, może dostanie lepszą pracę. Ale nie potrafisz tych marzeń dokładnie
określić, umiejscowić w czasie i przestrzeni, nie wiesz, jak wybrać szkołę, ani
na czym miałaby polegać ta lepsza praca. „Lepiej” jest nieokreślonym mitem. Na
marginesie, nie masz telewizora, a mieszkasz w namiocie.”
Niektórzy z nas do
dyspozycji mają tylko pamięć. Umysł takiej osoby kształtowany jest tylko i
wyłącznie przez otaczającą rzeczywistość, która od pokoleń pozostaje właściwie
niezmienna w kwestii jakości życia.
Oznacza to, że …
Oznacza to wszystko to, co
napisała Martyna –autorka powyższego wyjaśnienia. Niezwykle głęboka analiza
tego, co dla większości z nas jest słowem, określającym nieumiejętność
czytania, sprawiła, że zupełnie inaczej spojrzałam na kwestię wykorzystania umiejętności
czytania.
Po raz pierwszy w życiu dotarło
do mnie, jak bardzo różnią się światy ludzi umiejących czytać od tych, którzy
takowej umiejętności nie posiadają.
Na naszym polskim podwórku
często słyszymy o innych formach analfabetyzmu- analfabetyzmie wtórnym i
funkcjonalnym. Patrzę na literki tworzące słowa kolejnych czytanych zdań … i mam poważny problem. Nie rozumiem treści.
Nie potrafię wypowiedzieć
się pisemnie.
Czytany tekst nie prowadzi
do dodatkowych przemyśleń ani skojarzeń. Raczej do paniki.
Dla wtórnego analfabety za
słowami na kartce nie istnieje żadna idea, na odkrycie nie czeka też żaden
fantastyczny świat, nie czekają żadni przyjaciele czy wrogowie.
Moim zdaniem, świat osób
nie potrafiących w ogóle czytać od świata wtórnych (i funkcjonalnych)
analfabetów różni tylko ilość lat spędzonych w szkole. Jest to oczywiście dość
duże uproszczenie, ale faktem jest, że zarówno z jednymi, jak i drugimi nie
przeprowadzi się łatwo dyskusji opartej na krytycznej analizie tekstu.
Zresztą nie tylko tekstu. Psycholog
społeczny, profesor Janusz Czapiński, określa polskie społeczeństwo mianem „społeczeństwa
gadanego”. GADANEGO! Nawet nie mówionego. Nie czytamy, tylko gadamy i w ten
sposób zdobywamy wiedzę.
Może nie było by to aż
takie złe, gdyby nie historia.
Niektórzy twierdzą, że
historia lubi się powtarzać. Abstrahując od tego, co czasem nazywam zwykłą
złośliwością losu, pozwolę sobie zauważyć, że owszem- historia lubi się
powtarzać.
Szczególnie dla
analfabetów.
W Polsce istnieje coś
takiego, jak obowiązek szkolny. Nauka czytania, pisania i liczenia jest
obligatoryjna. Tylko tyle i aż tyle.
Za zjawisko wtórnego
analfabetyzmu wini się przede wszystkim system edukacyjny.
Bo przestarzały.
Bo nie nastawiony na
rozwój.
Bo nie uczy
samodzielności.
Fakt. Na etapie edukacji
obowiązkowej w naszym kraju nie stawia się na rozwój, samodzielne myślenie, czy
chociażby wolność wypowiedzi. Testy, wiersze na pamięć i słynne pytanie „ co
autor miał na myśli?” nadal mają się dobrze i raczej nic nie zapowiada zmian w tej kwestii.
A co ze światem poza
szkołą?
A, tak- społeczeństwo
gadane. Szkoła skutecznie zniechęciła do wykraczania poza przyjęte ramy, a na
codzień większości z nas brak wzorców niesztampowego myślenia. Czasami jakiegokolwiek
myślenia ściśle nie powiązanego z bieżącym życiem. A samemu ciężko się zebrać.
Wsparcie zawsze mile widziane, choć najlepiej, żeby pozostawało na naszym
poziomie. Tyle tylko, że w takim przypadku ciężko o nauczenie się czegoś
nowego.
Co się dzieje, gdy jednak
trafi się nam ktoś, kto potrafi wyciągnąć wniosku z tego, co czyta widzi i
słyszy? No cóż- ciężki jego los, jak ostatnio naocznie się przekonałam. Tocząca
się w zasięgu mojego słuchu rozmowa w pewnym momencie przeistoczyła się w
jednostronną pyskówkę, w której człowiek nie zgadzający się ze zdaniem
współrozmówców został dosłownie zakrzyczany i wielokrotnie określony jako głupio-mądry
filozof, czy też po prostu głupi nie mający pojęcia o prawdziwym życiu.
Moim zdaniem ‘’głupi”
postawił ‘’mądrych” w sytuacji bardzo niezręcznej- obnażył płytkość ich
myślenia oraz nieracjonalność użytych argumentów. Argumentów zbudowanych
zgodnie z dwiema zasadami „bo zawsze tak było” i „bo wszyscy tak mówią”.
Powalająca logika i
intelektualna głębia.
Nie pierwszy raz byłam
świadkiem takiej rozmowy. Za każdym razem widać jednak, że ludzie za mało
wysiłku wkładają w zrozumienie przekazywanej im treści. Na wszelką odmienność
reagują krzykiem i urażona dumą osobistą. Nawet nie starają się postarać zrozumieć.
Wysiłek intelektualny jest
obcy sporej części polskiego społeczeństwa. Z samego faktu urodzenia się w
kręgu kultury Zachodniej mamy możliwości, których istnieniu uporczywie
zaprzeczamy.
Świat nie zniknie tylko
dlatego, że zamkniemy oczy.
To, że wszyscy tak
twierdzą, nie znaczy, że jest to prawdą. Wspomnijmy Krzysztofa Kolumba,
Galileusza czy Giordano Bruno. Każdy z nich miał poglądy niezgodne z ówczesnym
sposobem myślenia, które wynikały z wysiłku włożonego w zdobycie odpowiedniej
wiedzy. Można by powiedzieć, że każdy z nich był ‘’głupi’’. I jako ‘’głupcy’’
mieli rację. ‘’Głupi’’ zadali sobie trud zdobycia wiedzy, jej przeanalizowania
i poddania krytycznemu osądowi.
Wykorzystali możliwości,
które dał im los. I szczerze wątpię, by było im łatwo zdobyć tę wiedzę, nawet pomimo faktu urodzenia się w rodzinie na
tyle bogatej, by stać ją było na wydatki związane z edukacją.
Wracając do zakrzyczanego
‘’głupiego’’- miał na tyle inteligencji i wiedzy, by zakończyć rozmowę prostym
stwierdzeniem
„Jeżeli
bym się z Wami zgodził, wszyscy bylibyśmy w błędzie.”
Miny pozostałych osób –
bezcenne, jak to mówią. Jestem ciekawa, czy którakolwiek z tych osób po
powrocie do domu zadała sobie trud weryfikacji swojej wiedzy.
Mentalnie, świat ludzi,
których rozmowę przytoczyłam nie różni się zbytnio od świata ludzi nie
potrafiących ani czytać ani pisać. W obydwu przypadkach życie jest trudne, a
szanse na zmiany niewielkie. Jedni tych szans praktycznie nie mają. Drudzy
dobrowolnie się ich wyrzekają i twierdzą, że nie mają.
Po prostu -historia lubi
się powtarzać.
A powtarza się, bo może.
Bo my na to pozwalamy.
I jeszcze raz Ultra (jak dla mnie nie
tylko o niepiśmiennych)
Zorganizowanie
tych ludzi [niepiśmiennych] jest właściwie niemożliwe (jak? Historyjki obrazkowe? Kazania
objazdowe? Bibliae pauperum? Byli tacy, co próbowali, zapomnieli tylko, że
sekwencję obrazków niekoniecznie trzeba „odczytywać” od prawej do lewej. A już
na pewno nie, kiedy się jest w Azji). A póki sami nie stawiają oporu wyzyskowi,
wszelka pomoc z zewnątrz skazana jest na niepowodzenie.
Właśnie dlatego żadnej
rewolucji nie będzie.
Sorry, Mała!