wtorek, 22 stycznia 2013

Weekend totalnej porażki



Czy zdarzyło się Wam kiedyś przespać niemalże cały weekend? Mi się ostatnio coś takiego przydarzyło. Póki, co pracuję w systemie zmianowym i akurat poprzedni tydzień miałam swoją ulubioną trzecią zmianę. Zwykle po takim tygodniu nie odczuwam potrzeby odsypiania w weekend. Wyobraźcie, więc sobie mój szok, gdy w sobotę otworzyłam oczy i było ciemno. Po kilku sekundach kompletnej dezorientacji udało mi się przypomnieć, że kiedy kładłam się spać było już widno. Oznaczałoby to, że przespałam cały dzień, zamiast, jak zwykle w takiej sytuacji, obudzić się około godziny czternastej. Tymczasem była prawie osiemnasta. 

W niedzielę dla odmiany obudziłam się o dwunastej w południe. Wspomnę jeszcze, że poszłam spać koło jedenastej wieczorem. 

Budzik? Tak, dzwonił. To, że nie znalazłam w sobie dość siły by wstać odpowiednio wcześnie jest dla mnie dowodem na to, że wciąż daleka droga przede mną. 

Co mnie jednak naprawdę boli, to to, że przez cały tydzień udawało mi się realizować moje zamierzenia. Natomiast te dwa wolne dni są niczym wyrzut sumienia. I to widoczny, bo w kalendarzu odznaczone są tylko dwie pozycje do zrobienia i to takie wymagające nikłego nakładu jakiegokolwiek wysiłku z mojej strony. 

I chociaż tydzień zaliczam do udanych, jego końcówka zdecydowanie skiepściła mi średnią.I, co gorsza, po przespaniu takiej ilości godzin, wcale nie czuję się wypoczęta. Wręcz przeciwnie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz