piątek, 8 lutego 2013

Mały wielki koniec świata



W sobotę był mój ostatni dzień w pracy. 
Koniec był raczej niespodziewany- firma nie otrzymała sporego zamówienia i musiała wysłać do domu część ludzi. W tym mnie.
Nie wiem, jak Wy, ale ja wolę odejść niż zostać zwolniona.
Z tym miejscem pracy nie wiązałam poważnych planów, choć pracowało mi się zaskakująco dobrze. Pracowałam tam od grudnia, a w międzyczasie szukałam czegoś innego. Wolałam to, niż siedzenie w domu i przejadanie oszczędności. I nagle, nawet to zostało mi odebrane. Brzmi dramatycznie, ale tak mniej więcej odebrałam nową sytuację w niedzielę.
To był ciężki dzień. Przeglądanie ogłoszeń o pracę, czytanie wiadomości ekonomicznych, wielokrotne przeglądanie wydatków i logowanie się na koncie w banku- obawy i poczucie bezradności.
Nienawidzę czuć się bezradnie. Nie muszę kontrolować sytuacji, ale jeżeli coś dotyczy mnie- to zmienia postać rzeczy.
Po raz kolejny zauważyłam, jak łatwo jest popłynąć z prądem. Dałam się ponieść fali obaw i niepokoju o przyszłość. Kompletnie zignorowałam twarde fakty, które wyglądają następująco:
- mam oszczędności pozwalające przeżyć mi trzy miesiące;
- nadal nietkniętą styczniową pensję;
- niskie koszty utrzymania;
- brak długów, oraz
- mogę podjąć niemalże każdą pracę- nie muszę jej jednak wpisywać w CV.  
(Piszę o tym przede wszystkim dla siebie samej- ściąga na przyszłość.)
Wiem, że mnóstwo ludzi w tym momencie może pomyśleć, że brak mi ambicji, jednak to nie jest prawda. Po prostu wolę podjąć nawet mało ambitną pracę i zarabiać na swoje utrzymanie, niż siedzieć w domu. Ambicją nie opłacę rachunków, a mając szansę zarobienia na bieżące wydatki, wolę oszczędzać oszczędności. Dlatego też podjęłam pracę, którą wykonywałam do soboty- dawała mi ona korzyści nie tylko materialne. Pozwalała również przebywać z ludźmi, produktywnie spędzać wolny czas i nie osiąść na mieliźnie bezczynności. Jednocześnie jej mało wyrafinowany charakter nie pozwolił mi się zapomnieć i wsiąknąć - cały czas szukałam czegoś innego.
W tym tygodniu moja cierpliwość została nagrodzona. Otrzymałam ofertę pracy.  Zaczynam w połowie lutego. Do tego czasu siedzę w domu i pracuję nad sobą.
Coś się kończy, coś się zaczyna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz