W sobotę
był mój ostatni dzień w pracy.
Koniec był raczej niespodziewany- firma nie
otrzymała sporego zamówienia i musiała wysłać do domu część ludzi. W tym mnie.
Nie wiem,
jak Wy, ale ja wolę odejść niż zostać zwolniona.
Z tym
miejscem pracy nie wiązałam poważnych planów, choć pracowało mi się zaskakująco
dobrze. Pracowałam tam od grudnia, a w międzyczasie szukałam czegoś innego. Wolałam to,
niż siedzenie w domu i przejadanie oszczędności. I nagle, nawet to zostało mi
odebrane. Brzmi dramatycznie, ale tak mniej więcej odebrałam nową sytuację w
niedzielę.
To był
ciężki dzień. Przeglądanie ogłoszeń o pracę, czytanie wiadomości ekonomicznych,
wielokrotne przeglądanie wydatków i logowanie się na koncie w banku- obawy i poczucie
bezradności.
Nienawidzę
czuć się bezradnie. Nie muszę kontrolować sytuacji, ale jeżeli coś dotyczy
mnie- to zmienia postać rzeczy.
Po raz
kolejny zauważyłam, jak łatwo jest popłynąć z prądem. Dałam się ponieść fali
obaw i niepokoju o przyszłość. Kompletnie zignorowałam twarde fakty, które
wyglądają następująco:
- mam
oszczędności pozwalające przeżyć mi trzy miesiące;
- nadal
nietkniętą styczniową pensję;
- niskie
koszty utrzymania;
- brak
długów, oraz
- mogę
podjąć niemalże każdą pracę- nie muszę jej jednak wpisywać w CV.
(Piszę o
tym przede wszystkim dla siebie samej- ściąga na przyszłość.)
Wiem, że
mnóstwo ludzi w tym momencie może pomyśleć, że brak mi ambicji, jednak to nie
jest prawda. Po prostu wolę podjąć nawet mało ambitną pracę i zarabiać na swoje
utrzymanie, niż siedzieć w domu. Ambicją nie opłacę rachunków, a mając szansę
zarobienia na bieżące wydatki, wolę oszczędzać oszczędności. Dlatego też
podjęłam pracę, którą wykonywałam do soboty- dawała mi ona korzyści nie tylko
materialne. Pozwalała również przebywać z ludźmi, produktywnie spędzać wolny
czas i nie osiąść na mieliźnie bezczynności. Jednocześnie jej mało wyrafinowany
charakter nie pozwolił mi się zapomnieć
i wsiąknąć - cały czas szukałam
czegoś innego.
W tym
tygodniu moja cierpliwość została nagrodzona. Otrzymałam ofertę pracy. Zaczynam w połowie lutego. Do tego czasu
siedzę w domu i pracuję nad sobą.
Coś się
kończy, coś się zaczyna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz